"Tak jak rybak od lat zasiadający z wędką nad jeziorem, aby złowić legendarnego suma, tak i australijscy płetwonurkowie od lat czaili się, by dotrzeć do statku „Batavia”, niegdyś własności Holenderskiej Kampanii Wschodnio – Indyjskiej. Od 1629 roku spoczywał gdzieś u wybrzeży zachodniej Australii. Na skutek błędu kartografów, popełnionego jeszcze w 1840 roku – szukano wraku pod ... złym adresem. W 1963 roku płetwonurkowie australijskiej marynarki wojennej dostrzegli wreszcie „Batavię”. Majestatycznie spoczywały między koralowcami wielkie, brązowe działa, spowite zielonkawą patyną. Woda morska nie strawiła kowadła z kuźni okrętowej, leżały na dnie kotwice, kule armatnie, grube belki dębowe. Wyłowiono pas skórzany, który po trzystu latach nie tylko nie zgnił, ale zachował zdumiewającą elastyczność. Zachowały się nawet liny i sieci. Przed zbutwieniem ustrzegła je przedziwna mieszanka prochu strzelniczego i smoły, która po katastrofie oblepiła te relikty epoki. zasłaniając je i strzegąc przed dostępem wody. Tak wyglądały, dostarczone z głębi, świadectwa jednej z największych tragedii morskich.

„Batavia” miała na pokładzie ćwierć miliona guldenów w złocie, zapakowane w dziesięć skrzyń, miała klejnoty ze skarbca sułtana, i 316 ludzi. Na dwie godziny przed świtem 4 czerwca 1629 roku – „Batavia” wpadła na rafę koralowa. Kiedy woda zaczęła wlewać się do magazynów, żołnierze i marynarze dorwali się do beczek z winem i pijani turlali się po pochyłym pokładzie, zamiast ratować to, co było jeszcze do uratowania. Przerażonych rozbitków los rzucił na jedną z bezludnych wysepek. Na wysepkę dotarli też oficer pokładowy Hieronim Cornelis i jego marynarze. Skoro żarcia nie można było rozmnożyć, Cornelis i jego ludzie chcieli zmniejszyć ilość chętnych do podziału ze wspólnej miski. Zamordowali 125 osób, mężczyzn, kobiet i dzieci. Dla zabawy wymyślali różne sposoby nagłej śmierci. Jednych topili, drugim podrzynano gardła, innym wycinano serce. Trudno sobie wyobrazić jak przybrani w purpurę i koronki rozbójnicy z zimna krwią mordowali swych rodaków. Żołnierze znaleźli słodką wodę i zwierzynę w postaci małych kangurków wallaby.

Miejsce kaźni nazwano „Cmentarzem Batavii” Niejaki imć Pelsaert przebywający w pobliżu zdarzeń zabrał do Holandii trochę zachowanego złota z „Batavii” a także zamierzoną chyba ogólnikowość w lokalizacji miejsca dramatu, który przez lata czekał na ujawnienie ponurych dowodów rzeczowych, załączników do sprawy. "

Zapraszam do galerii gdzie można obejrzeć replikę Batavii znajdującą się w holenderskim mieście Lelystad

Żródło: Epos o „Batavii”.(Fragmenty „Poczta do nigdy – nigdy” Lucjana Wolanowskiego)

Zapraszamy też na:

 skąd tekst został zaczerpnięty