Najdoskonalszym statkiem XVIII wieku były liniowce. Podstawowym budulcem tych pięknych statków było oczywiście drewno, były budowane głównie z dębiny. Natomiast wybudowanie takiego liniowca było bardzo kosztowne. Wynika to między innymi z ilości potrzebnych drzew do budowy takiej jednostki. Na jeden taki liniowiec trzeba było średnio ok 3000 dębów. Biorąc pod uwagę , że na jednym hektarze rośnie około 30 stuletnich dębów, potrzeba 100 hektarów lasów dębowych !!! W pewnym momencie okazało się , że dębina jest już tak deficytowym towarem, że zaczęto zasadzać całe dębowe lasy odpowiednio wcześniej, aby za kilkadziesiąt lat można było wybudować statek. Dodatkowo, dęby te podczas wzrostu były odpowiednio wcześniej zaginane, aby uzyskiwały wygięte kształty, szczególnie pożądane do wręg statków. Lasy takie były zwane lasami królewskimi. Zanim lasy urosły kraje kolonialne w ilościach hurtowych ściągały ten cenny surowiec z kolonii.

Oprócz dębiny do budowy wykorzystywano również inne gatunki drzewa: sosnę i jodłę na maszty i reje ( ze względu na odpowiednią twardość a przy tym dużą wytrzymałość na zginanie), wiąz na bloczki i łoża armat, buk na wiosła, bukszpan na osie bloczków, orzech i topolę - na rzeźby dziobowe i zdobienia. Drewno zanim trafiło do obróbki było wczaśniej odpowiednio przygotowywane. W przypadku dębiny leżakowała w postaci kloców w wodzie morskiej, następnie była suszona w hangarach. Drewno jodłowe i sosnowe natomiast, przez cały czas leżakowało w wodzie, aby nie tracić cennej żywicy.

Budowa staktu zawsze zaczynała się od położenia stępki. Następnym krokiem było zbudowanie dziobnicy i tylnicy. Przestrzeń między dziobnicą a tylnicą uzupełniano wręgami, i poszywano, ciągnąc za nimi pokłady i wykańczając pomieszczenia. Koszt buudowy był tak wysoki, że budowa statku była sprawą wagi państwowej.

Maszty zakładano na zwodowanym już statku. Wynikało to z bardzo prostej przyczyny. Pionieważ maszty w liniowcach były bardzo wysokie, niesłychanie ciężko było znaleźć tak wysokie sosny lub jodły, które nadawałyby się do budowy masztów. Zatem budowniczy nie chcieli ryzykować, że w przypadku kiedy statek po zwodowaniu poszedłby na dno w wyniku błędów konstrukcyjnych, straciliby wraz z kadłubem tak ciężko pozyskane (a przez to i drogie) maszty.

Wodowanie nowego statku zawsze było pretekstem do zorganizowania festynu i zabawy, odbywało się w atmosferze ogólnej euforii. Był natomist człowiek, dla którego była to bardzo poważna chwila. I nie chodzi tu o konstruktora. Wodowanie statku odbywało się w ten sposób, że statek przed samym zwodowaniem utrzymywany był w doku przy pomocy jednej łukowatej zapory. Zaporę tą należało zwolnić jednym silnym uderzeniem młota, a następnie bardzo szybko schować się w przygotowanym uprzednio kanale. Zsuwający się statek przetaczał się nad tym kanałem i siedzącym w nim człowiekiem. Często zadanie to kończyło się śmiercią tej osoby, toteż do wykonania tego zadania kierowano galerników, skazanych uprzednio na śmierć. W przypadku, gdy udało mu się wskoczyć do kanału i przeżyć stoczenie statku, darowano mu życie. Ten sposób wodowania wykorzystywany był bardzo długo.

Na podstawie: Na poładzie XVIII-wiecznych Żaglowców - z serii "Tak żyli ludzie" - Pierre-Henri Strater Wydawnictwo Dolnośląskie