toast za Erwinka, najmłodszego kogowicza wzniesiony niech mu się darzy... A u mnie w stoczni walka z linami...jutro dokończę drugi sztag bezanmasztu. Na dziś wystarczy
No ale Kazik nie mam takich drożdży jakim Ty karmisz Smoka...tak jakoś Ci szybko smoczysko przybiera. No a u mnie w stoczni nadal słabiutko. Te fotki co poniżej to praca z ostatnich kilku wieczorów, dłuższych lub krótszych. Zrobiłem dyby stengi bezana,stengę i podwiesiłem reję. Nadal mogę cały bezan wyjąć na ląd no i rozmontować stengę oraz wszystkie liny. To tak na wszelki wypadek jakby coś tam źle było motać.
Chyba będę musiał załatwić sobie jakąś nową maszynę do szycia. Obecna to prawie moja rówieśniczka. Dwa lata młodsza.Nie mam mowy o szyciu z użyciem silnika...rwie mi nici. Pewnie to kwestia jakieś tajemnej regulacji:) Musiałem napędzać ją ręcznie. Ale to było wczoraj. Dziś na tapecie było likowanie i reflinki.
Pokład to nic gorzej z blatem na biurku...tam to istny burdelik. Dzisiaj dokończyłem to co zacząłem wczoraj. Osiem knag kolumny bezanmasztu jest gotowe.
lekko im ręka drgała przy czernieniu Paktrom końcówek drucika miedzinego robiącego z gwoździa... trzeba będzie delikatnie przetrzeć papierem i ponownie rozcieńczoną bejce nanieść na knagi
Jurek gdzieś pisał, że ma doła. Ja wręcz przeciwnie. Mam stan ducha pozytywny, wysoki poziom konsumpcji płynów ale zero mocy twórczej. Dzisiaj był przełom. Kolega z pracy podarował mi butelkę porzeczkowego domowego kompot dla pełnoletnich. Wyśmienite. Ja po pierwszym otwieram swoje wiśnie...Poniżej to co popełniłem pod wpływem czarnej porzeczki.