Witajcie.
W końcu dopiąłem olinowanie stałe „LWOWA”
Parę zdań o sposobie wykonania masztów i takielunku.
Kolor masztów w wycinance mi nie odpowiadał. Ze zdjęć statku jakie się zachowały wynika, że były one w kolorze czarnym (lub innym ciemnym, ja wybrałem czarny).
Postanowiłem wykorzystać szablony z wycinanki i poskręcałem rurki z czarnego brystolu. W te rurki wkleiłem następnie rdzenie z odpowiednio oszlifowanych aluminiowych rurek, drewna lub stalowych prętów. W taki sam sposób postąpiłem z rejami (tu było więcej kombinacji ze względu na „podwójne” stożki rei).
Zastosowałem żywiczne juferysy z Wydawnictwa Seahorse (część wykonałem samodzielnie). Tam też zakupiłem komplet bloków. Jak na pierwszy raz, będzie ok. W następnych projektach może wykorzystam drewniane.
Zmieniłem również kształt marsów
Olinowanie.
W tym przypadku zdecydowanie podkreślę, że odpowiedni materiał to połowa sukcesu. Wpierw zastosowałem liny bawełniane (kupione w sklepie mod., ponieważ na samodzielne skręcanie się jeszcze nie pisałem). Niestety, przegrałem walkę z „włoskami”, mimo woskowania i innych specyfików. Tutaj wyraźnie pokazał się brak doświadczenia i nieodzowna w tym przypadku „konieczność” popełnienia błędu dla tzw. nauki na przyszłość
Gdy już niemal wszystkie wanty zaplotłem w talrepach i nie mogłem na to wszystko patrzeć, w desperacji wybrałem pierwszy lepszy sklep modelarski z materiałami szkutniczymi. I tutaj opatrzność zadziałała. Trefiłem na linki w tym sklepie <
https://modelnet.pl/liny/> Może i są inne, lepsze i tańsze, ale te liny zdecydowanie mi spasowały.
Gdy już przesyłka dotarła i nowe liny uzyskały akceptację, musiało nastąpić to
W każdym razie bardzo dobrze mi się pracowało z syntetycznymi linkami 0,5 i 0,3 mm. Kupiłem też liny jasne, ponieważ ich kolor jest bardzo zbliżony do tych w realu. Wydałem sporo kasy, ale zapas mam na kilka modeli.
Teraz o wykonaniu takielunku.
Ponieważ nie dysponujemy rzetelnymi planami olinowania „LWOWA” trzeba było polegać wyłącznie na kilkunastu fotografiach (może troszkę więcej), które się zachowały. Jednak przy układaniu want, sztagów i padunów posiłkowałem się szkicowymi planami żaglowca „Star of India” oraz samymi zdjęciami tego, ciągle pływającego statku.
Jest w sieci jeszcze kilka podobnych barków zbudowanych w tym mniej więcej czasie co „LWÓW” (lata 60/70-te XIX wieku, np. „ELISSA”, „James Craig” – nadal pływają!), ale po analizie kształtu kadłuba, wyposażenia pokładów oraz układu takielunku, właśnie „Star od India” jest najbardziej zbliżony do STS „LWÓW”.
Omówię jedną sprawę.
Dotyczy ona mocowania grotsztagu oraz grotstensztagu.
Dowiedziałem się o nowym opracowaniu wydanym w 2022 r. („Stulecie polskich żaglowców” Tomasza Marcewicza). Gdy na drugi dzień już egzemplarz miałem w ręce (pochwała dla Inpostu), okazało się, że jest tam zjecie z „LWOWA”, którego wcześniej nie znałem
Jest ono o tyle ważne, że pokazuje element mocowania gortstensztagu do sporego, prostopadłościennego pachoła (wcześniej zamierzałem przytroczyć te liny do podstawy fokmasztu)
Przebieg obydwu sztagów widać na tym zdjęciu
Dodatkowy problem pojawił się przy przymierzeniu nadbudówki tuż za fokmasztem. Aby jej krawędź nie kolidowała z grotsztagiem po właściwym jego zamocowaniu, należało nadbudówkę przesunąć ku rufie. Wówczas jednak wchodziła w kolizję z obudową ładowni i windą przy grotmaszcie.
Wyraźnie coś było nie tak.
Wówczas otrzymałem sporo zdjęć żaglowca „Star of India” od TomkaA (raz jeszcze WIELKIE DZIĘKI!). Jedno z nich rozwiązało mój dylemat, oto ono
Po prostu grotsztag przecina krawędź nadbudówki !
Typowe rozwiązanie rodem z „jajka Kolumba / Brunnelleschiego”. Nie da się, żeby stało w pionie? to pieprznij nim o stół
I tak też wykonałem
Jest tam zawieszona siatka, którą widać też na poniższej fotografii „LWOWA”
Jej zadaniem było zapewne „podtrzymywanie” sprzątniętego grotsztaksla.
Podczas pracy, aby nie poszarpać masztów i już ułożonych lin, stosowałem takie „opancerzenie”
Wspomnę jeszcze o naszym nowym domowniku.
Jeszcze w poprzednim roku, na parkingu firmowym przez dwa dni słychać było miałczenie. Okazało się, że pod maską jednego z nieczynnych samochodów zaplątał się taki zwierz
W ten sposób kolejna znajda „czterołapa” poszerzyła naszą rodzinkę
Tak jak Franek Dolas z filmu „Jak rozpętałem…”, jego przygody od razu skojarzyłem z tymże przebojowym i niestrudzonym Frankiem, i Franek pozostał, a wyrósł z niego smukły młodzieniaszek
Oczywiście Panna Julia też na wszystko baczyła
Podsumowaniu powiem, iż może i na pierwszy taki model ze sznurkami i szmatkami, trochę z motyką na słońce, ale syndrom głębokiej wody ma swoje plusy dodatnie
Teraz czeka mnie „wyblinkowanie”.
Do następnego